Skierowałam
swój wzrok na okno, za którym zaczął padać deszcz. Krople, które uderzają w
parapet wydają tak drażniący dźwięk, że mam ochotę wydrzeć się i rozwalić kilka
rzeczy, ale muszę nad sobą panować, nie mogę znowu kogoś skrzywdzić, a
zwłaszcza siebie, chociaż co mi zależy. Stoję na samym środku, chwytam lampkę i
bez zastanowienia rzucam nią o ścianę, jak pięknie się rozpadła, trochę mi
lepiej, ten dźwięk rozbijającego się szkła, przypomina mi tyle epizodów w moim
życiu, jak to zabawne, przypomina nawet te szczęśliwe chwile…
-Gabi, pospiesz się bo się spóźnimy- krzyczała z kuchni mama w celu pogonienia
mnie
-No idę, idę- zabrałam małą torebkę, schwyciłam termos z kawą do ręki i
pospiesznie skierowałam się do drzwi frontowych. – jestem gotowa- ogłosiłam
radośnie, byłam taka szczęśliwa. Mama spiorunowałam mnie wzrokiem od góry do
dołu po czym zaśmiała się pod nosem i wskazała na moje stopy.
-zamierzasz iść bez butów? – zapytała retorycznie
-mówiłam, że godzina 6 rano nie sprzyja myśleniu- usiadłam na siedzisku
ustawionym specjalnie w holu, aby móc wygodnie sobie usiąść i ubrać obuwie,
takie było teoretyczne przeznaczenie tego mebla, bo w moim przypadku, praktyka
wyglądała trochę inaczej, gdy przesiadywałam sama w domu, często rozkładałam
się na pufie i obserwowałam akwarium, które stało na wprost na niskiej szafce.
Nałożyłam swoje ukochane trampki na nogi i szybko poderwałam się, żeby wstać. Z
moją gracją i wkodowanym niezdarstwem , zachwiałam się tak, że uderzyłam prosto
w akwarium. Woda wypłynęła wszędzie, a razem z nią rybki, wszystko pływało, ja
również, tyle że we krwi, która ciurkiem leciała z tyłu mojej głowy. Ten nie
zapomniany dźwięk tłuczonego szkła….
-Gabi jak myślisz czy ta szafka prosi się o łomot?- pytam siebie w myślach
-jak najbardziej- odpowiadam, a nocna szafeczka przy moim łóżku wylatuje przez
okno tłukąc przy tym całą szybę, ach. Ten przyjemny dźwięk tłukącego się
szkła….
-Gdzie Ty do cholery jesteś? – ledwo udało mi się odebrać telefon trzymając
gruby ręcznik na moim rozcięciu.
-Jadę do szpitala- poinformowałam Ann i syknęłam z bólu
-Co jak to jedziesz do szpitala?! – spanikowana krzyczała
-Rozcięłam sobie głowę. Błagam wybłagaj ich, proszę , powiedz im, że jadę do
szpitala, że nie mogę dziś śpiewać, błagam! – rozpaczałam do słuchawki
uświadamiając sobie, że mogę stracić życiową szansę przez jakieś głupie
rozcięcie.
-Dobra coś poradzimy. Zadzwoń potem i powiedz jak się czujesz. Trzymaj się-
pożegnała się
-Okej, dam znać. Dzięki- i szybko się rozłączyłam czując napływającą fale bólu,
której nie wytrzymałam.
Obudziłam się następnego dnia i pierwsze zobaczyłam to kroplówka na tle białej
ściany co musiało oznaczać, iż jestem w szpitalu. Nie obchodziło mnie jak się tu
znalazłam, chciałam po prostu stamtąd wyjść, przypomniało mi się, że miałam
przesłuchania do programu, który może zmienić moje życie, a zamiast machać
mikrofonem na scenie leżałam w niewygodnym łóżku i marnowałam czas. Podniosłam
głowę, ale szybko tego pożałowałam, gdyż ból, który rozlał się po całym moim
ciele wywołał u mnie łzy, zasyczałam i tym samym obudziłam osobę, o której
obecności nie miałam wcześniej pojęcia.
-Jack? –zapytałam zdziwiona – Co ty tu robisz?
Przetarł zaspane oczy, uśmiechnął się do mnie i obdarzył tym magicznym
spojrzeniem, a cały ból wyparował z mojego ciała, odwzajemniłam uśmiech i
chciałam go przytulić, niestety moje niezdarstwo znowu się uaktywniło i
niechcący zrzuciłam szklankę z nocnej szafki wywołując znowu ten przyjemny
dźwięk tłuczonego szkła….
-AAAA- krzyczę jak najgłośniej mogę, może usłyszą mnie tam na górze, może
zobaczą jak cierpię, jak bardzo nie mogę sobie kurwa poradzić w tym
popierdolonym świecie bez nich – ODDAJ MI ICH- krzyczę patrząc w górę i myślę,
że to coś pomoże, że mój jebany krzyk, płacz, atak szału przywróci mi ich.
-Jesteś śmieszna, cholernie śmieszna- syczę przez zęby do samej siebie i
zaczynam dławić się swoim histerycznym śmiechem, upadam na kolana i wpadają
oni, cała wataha, jeden silny mężczyzna łapie mnie i przygniata do swojego
ciała, co jednak nie powstrzymuje mnie przed wyrywaniem się, śmieje się,
jeszcze głośniej, łzy spływają po mojej twarzy jak oszalałe, wpadają do moich
ust i czuje ich słony smak na co reaguje jeszcze większą salwą śmiechu. W końcu
podchodzi drugi, z naładowaną strzykawką, łapie mnie bezuczuciowo i wprowadza
ciecz do mojego organizmu, to nie pierwszy raz, wiem co się zaraz stanie. Raz…dwa…tr…
-Witamy, już myśleliśmy, że nigdy Cię nie zobaczymy. Co się stało? – zapytał mnie
Simon, kiedy stałam przed całym jury z mikrofonem w ręku i przygotowywałam się psychicznie
do występu.
-Cóż, miałam drobny wypadek- odwróciłam się i pokazałam tył głowy, który cały
był zabandażowany
-Och, ale już wszystko dobrze, prawda? – zaniepokoiła się Cheryl
-Hm, mój lekarz nie wie, że tu jestem, więc ciii- zaśmiałam się, chciałam się
rozluźnić, musiałam! Cała czwórka spojrzała na mnie zaniepokojona, chyba nie
rozumieli mojego poczucia humoru- żartuje, już wszystko jest dobrze-
zapewniałam ich, a oni jakby odetchnęli z ulgą..dziwne..
-Jesteś gotowa?
-Tak- Gabi dasz radę, trenowałaś to, jesteś gotowa, tyle czasu ćwiczyłaś z tym
wkurzającym trenerem wokalnym, dasz radę. Moje pierwsze wyzwanie było proste,
przerób balladę na piosenkę rockową, dałam radę, wybrałam ‘If I were a boy’ ,
wyszło hmm, żeby nie skłamać, niezły kawałek, pozostając skromną uznałam, że brzmi to lepiej niż
oryginał. Kiedy skończyłam jury podziękowało mi i to był koniec na dziś,
następnego dnia czekało mnie kolejne wyzwanie, które polegało na śpiewaniu
jednej piosenki w grupie. Musiałam trenować z resztą osób, które po bliższym
zapoznaniu okazały się całkiem fajnymi osobami, naprawdę, byli tacy pozytywni,
zwłaszcza jeden chłopak, miał trochę za długą grzywkę, która wchodziła mu w
oczy, za to jego uśmiech był naprawdę słodki i cały czas wszystkich
rozśmieszał. Gdyby nie fakt, że miałam Jacka to mogłabym zacząć go podrywać.
Nastał następny dzień i przesłuchanie, poszło jak poszło, nie lubię go
wspominać bo było według mnie straszne, raz pomyliłam tekst, weszłam nie w ten
dźwięk i byłam przekonana, że nie obeszło to niezauważone.
Kolejne 24 godziny były jednymi z najgorszych. Czekanie na wyniki. Wszyscy
przyjaciele byli ze mną, mój chłopak trzymał mnie za rękę, przytulał, całował,
szeptał słodkie słówka, co bardzo mi pomagało. Myślałam też o tym, jak to
będzie jak już się dostanę i przejdę, aż do występów na żywo. Będę musiała
zakwaterować się w domu X-Factora, który znajduje się w Londynie. Przecież Jack
i reszta paczki nie będzie mogła zamieszkać w stolicy na stałe, dwudniowa
wycieczka to nie problem bo są wakacje, ale później… Przez wszystkie te myśli
jeszcze bardziej się martwiłam, ale przetrwałam i doczekałam do momentu gdy
ponownie stałam przed czwórką jury i czekałam na werdykt.
-Witam Was wszystkie- powitał nas Simon, z jednej i drugiej mojej strony stały
same dziewczyny, które tak samo jak ja pragnęły najbardziej na świecie przejść
dalej– Podjęliśmy już decyzję, do następnego etapu przejdzie 9 z was, a jako
pierwsza jest… Rebecca Ferguson- rozległy się brawa, a ja wmawiałam sobie za
każdym razem kiedy wyczytywali nazwisko kolejnej osoby, że zostało jeszcze
miejsce, że mam szanse, że to nie koniec. Zostały dwa miejsca, a ja wciąż
stałam na scenie i powoli czułam, że nerwy mi puszczają, że daje swoim emocją
upust i zaraz zacznę płakać, ale powstrzymywałam się od tego jak najbardziej,
musiałam być silna.
-Jako przed ostatnia- mówił Louis- do domu sędziowskich przechodzi…- najdłuższa
sekunda w moim życiu- Gabriela Lustyk-
stałam jak wryta, nie wiedziałam czy mdleć, skakać, płakać, krzyczeć. Wybrałam trzecią
opcje, popłakałam się, podziękowałam i zeszłam ze sceny. To ciężkie do
wyobrażenia co działo się wtedy w mojej głowie, czułam się jakbym nawdychała
się mieszanki gazu rozweselającego z
łzawiącym, nie mogłam przestać się uśmiechać i płakać, to było niesamowite.
Zeszłam ze schodków i przytuliłam prowadzącego wciąż nie mogąc uwierzyć co się
dzieje…
-AAA- znowu obudzę się z krzykiem- śpij- zamykam oczy ponownie….
Dalsze dni przebiegały jak szalone, treningi , spotkania z ukochanym, rozmowy z
rodziną, treningi. Gdyby nie ciągły śpiew można by uznać, że prowadzę normalne
życie, ale tak nie było, każdego dnia coraz bardziej się zmieniałam, czułam to,
że jestem inna, lepsza od tej poprzedniej, bardziej pewna siebie, szczęśliwsza,
wiedziałam, że nawet jeśli nie przejdę dalej przetrwam bo zwyczajnie stałam się
silna. Poza tym miałam osoby, które mnie kochały, chłopak, rodzina,
przyjaciele, byli zawsze ze mną, nie potrzebowałam więcej do szczęścia, ale i
tak nie zamierzałam się poddać w kwestii programu, bo przecież mogło być
jeszcze lepiej.
Kiedy przyszedł dzień przesłuchania w domu jurorskim myślałam, że zwymiotuje
swoje wnętrzności, byłam silniejsza, pewniejsza siebie itd., jednakże trema
wciąż mnie nie opuszczała, jaka ona wierna, kurde blaszka. Piosenka, którą
wybrałam była piękna, słuchałam jej zawsze gdy potrzebowałam odizolowania się.
Zasiadała przede mną Cheryl Cole wraz z Will’em I.AM’em . chwila rozmowy i
melodia do ’ somewhere only we know’ grana na pianinie rozeszła się po pokoju. Jak
zawsze oddałam się piosence i starałam się, aby wypaść jak najlepiej, było mi
ciężko, bo w środku mnie skumulowało się tyle emocji, że cudem nie wybuchnę łam
, było ciężko, ale robiłam wszystko, aby nie dało się po mnie poznać stresu i
zaaferowania. Po skończonym utworze, Cher uśmiechnęła się do mnie. Jakiś czas
później nie wiem dokładnie jaki, bo przesiedziałam go ze schowaną twarzą w
dłoniach i usiłowałam zasnąć, aby zapomnieć o wszystkim, stałam ponownie przed
swoją przypuszczalną mentorką i czekałam na to głupie krótkie zdanie, które w
tamtym momencie mogło mnie zbawić. Jak zwykle całe zdarzenie przedłużało się
mową wstępną, bla bla bla, karciłam siebie w myślach za to jak okropnie się
zachowuje, ale naprawdę miałam dość tej niepewności, chciałam już wiedzieć i wtedy
to usłyszałam. Chce cię w programach na żywo i wszystko stało się piękniejsze,
zaczęłam skakać, piszczeć, rzuciłam się nawet na kobietę i zaczęłam ją
przytulać w podzięce. Kiedy tylko opuściłam tamto piękne, magiczne miejsce
zadzwoniłam do wszystkich i ustaliłam, iż wieczorem trzeba to uczcić i przy
okazji pożegnać się ze mną…
-WSTAWAJ! – ktoś brutalnie mną trzęsie, otwieram oczy i widzę tą brzydką
paszczę, która w nocy obdarzyła mnie siniakami od zbyt mocnego trzymania .
rozglądam się dookoła i widzę ten pieprzony pokój, do którego przenoszą mnie
jak mi odbija, czyli co jakieś trzy dni. Nienawidzę tego miejsca, tych ludzi,
nienawidzę siebie, nienawidzę mojego życia. Dlaczego kurwa nie pozwolicie mi sie zabić ?!
No cześć. Jest i drugi rozdział, ciężko mi się go pisało dlatego może nie być ubermegazajebisty. Treść zawiera kilka wulgaryzmów i dość drastyczną scenerię, wiec uważajcie. huehue. Komentujcie, piszcie co Wam się podoba, a co nie. To motywuje do pisania. Bądźcie tymi zarąbistymi czytelniczami jak w 'Pamiętaj, przeznaczenia nie oszukasz' ;) Komentujcie i powiedzcie znajomym . Dziękuje
xoxo, Gabs
Ciekawe :D
OdpowiedzUsuń@Agu009_
No no......interesująco.....
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta;]