poniedziałek, 20 sierpnia 2012

II

Skierowałam swój wzrok na okno, za którym zaczął padać deszcz. Krople, które uderzają w parapet wydają tak drażniący dźwięk, że mam ochotę wydrzeć się i rozwalić kilka rzeczy, ale muszę nad sobą panować, nie mogę znowu kogoś skrzywdzić, a zwłaszcza siebie, chociaż co mi zależy. Stoję na samym środku, chwytam lampkę i bez zastanowienia rzucam nią o ścianę, jak pięknie się rozpadła, trochę mi lepiej, ten dźwięk rozbijającego się szkła, przypomina mi tyle epizodów w moim życiu, jak to zabawne, przypomina nawet te szczęśliwe chwile…

-Gabi, pospiesz się bo się spóźnimy- krzyczała z kuchni mama w celu pogonienia mnie
-No idę, idę- zabrałam małą torebkę, schwyciłam termos z kawą do ręki i pospiesznie skierowałam się do drzwi frontowych. – jestem gotowa- ogłosiłam radośnie, byłam taka szczęśliwa. Mama spiorunowałam mnie wzrokiem od góry do dołu po czym zaśmiała się pod nosem i wskazała na moje stopy.
-zamierzasz iść bez butów? – zapytała retorycznie
-mówiłam, że godzina 6 rano nie sprzyja myśleniu- usiadłam na siedzisku ustawionym specjalnie w holu, aby móc wygodnie sobie usiąść i ubrać obuwie, takie było teoretyczne przeznaczenie tego mebla, bo w moim przypadku, praktyka wyglądała trochę inaczej, gdy przesiadywałam sama w domu, często rozkładałam się na pufie i obserwowałam akwarium, które stało na wprost na niskiej szafce.
Nałożyłam swoje ukochane trampki na nogi i szybko poderwałam się, żeby wstać. Z moją gracją i wkodowanym niezdarstwem , zachwiałam się tak, że uderzyłam prosto w akwarium. Woda wypłynęła wszędzie, a razem z nią rybki, wszystko pływało, ja również, tyle że we krwi, która ciurkiem leciała z tyłu mojej głowy. Ten nie zapomniany dźwięk tłuczonego szkła….

-Gabi jak myślisz czy ta szafka prosi się o łomot?- pytam siebie w myślach
-jak najbardziej- odpowiadam, a nocna szafeczka przy moim łóżku wylatuje przez okno tłukąc przy tym całą szybę, ach. Ten przyjemny dźwięk tłukącego się szkła….

-Gdzie Ty do cholery jesteś? – ledwo udało mi się odebrać telefon trzymając gruby ręcznik na moim rozcięciu.
-Jadę do szpitala- poinformowałam Ann i syknęłam z bólu
-Co jak to jedziesz do szpitala?! – spanikowana krzyczała
-Rozcięłam sobie głowę. Błagam wybłagaj ich, proszę , powiedz im, że jadę do szpitala, że nie mogę dziś śpiewać, błagam! – rozpaczałam do słuchawki uświadamiając sobie, że mogę stracić życiową szansę przez jakieś głupie rozcięcie.
-Dobra coś poradzimy. Zadzwoń potem i powiedz jak się czujesz. Trzymaj się- pożegnała się
-Okej, dam znać. Dzięki- i szybko się rozłączyłam czując napływającą fale bólu, której nie wytrzymałam.
Obudziłam się następnego dnia i pierwsze zobaczyłam to kroplówka na tle białej ściany co musiało oznaczać, iż jestem w szpitalu. Nie obchodziło mnie jak się tu znalazłam, chciałam po prostu stamtąd wyjść, przypomniało mi się, że miałam przesłuchania do programu, który może zmienić moje życie, a zamiast machać mikrofonem na scenie leżałam w niewygodnym łóżku i marnowałam czas. Podniosłam głowę, ale szybko tego pożałowałam, gdyż ból, który rozlał się po całym moim ciele wywołał u mnie łzy, zasyczałam i tym samym obudziłam osobę, o której obecności nie miałam wcześniej pojęcia.
-Jack? –zapytałam zdziwiona – Co ty tu robisz?
Przetarł zaspane oczy, uśmiechnął się do mnie i obdarzył tym magicznym spojrzeniem, a cały ból wyparował z mojego ciała, odwzajemniłam uśmiech i chciałam go przytulić, niestety moje niezdarstwo znowu się uaktywniło i niechcący zrzuciłam szklankę z nocnej szafki wywołując znowu ten przyjemny dźwięk tłuczonego szkła….

-AAAA- krzyczę jak najgłośniej mogę, może usłyszą mnie tam na górze, może zobaczą jak cierpię, jak bardzo nie mogę sobie kurwa poradzić w tym popierdolonym świecie bez nich – ODDAJ MI ICH- krzyczę patrząc w górę i myślę, że to coś pomoże, że mój jebany krzyk, płacz, atak szału przywróci mi ich.
-Jesteś śmieszna, cholernie śmieszna- syczę przez zęby do samej siebie i zaczynam dławić się swoim histerycznym śmiechem, upadam na kolana i wpadają oni, cała wataha, jeden silny mężczyzna łapie mnie i przygniata do swojego ciała, co jednak nie powstrzymuje mnie przed wyrywaniem się, śmieje się, jeszcze głośniej, łzy spływają po mojej twarzy jak oszalałe, wpadają do moich ust i czuje ich słony smak na co reaguje jeszcze większą salwą śmiechu. W końcu podchodzi drugi, z naładowaną strzykawką, łapie mnie bezuczuciowo i wprowadza ciecz do mojego organizmu, to nie pierwszy raz, wiem co się zaraz stanie. Raz…dwa…tr…

-Witamy, już myśleliśmy, że nigdy Cię nie zobaczymy. Co się stało? – zapytał mnie Simon, kiedy stałam przed całym jury z mikrofonem w ręku i przygotowywałam się psychicznie do występu.
-Cóż, miałam drobny wypadek- odwróciłam się i pokazałam tył głowy, który cały był zabandażowany
-Och, ale już wszystko dobrze, prawda? – zaniepokoiła się Cheryl
-Hm, mój lekarz nie wie, że tu jestem, więc ciii- zaśmiałam się, chciałam się rozluźnić, musiałam! Cała czwórka spojrzała na mnie zaniepokojona, chyba nie rozumieli mojego poczucia humoru- żartuje, już wszystko jest dobrze- zapewniałam ich, a oni jakby odetchnęli z ulgą..dziwne..
-Jesteś gotowa?
-Tak- Gabi dasz radę, trenowałaś to, jesteś gotowa, tyle czasu ćwiczyłaś z tym wkurzającym trenerem wokalnym, dasz radę. Moje pierwsze wyzwanie było proste, przerób balladę na piosenkę rockową, dałam radę, wybrałam ‘If I were a boy’ , wyszło hmm, żeby nie skłamać, niezły kawałek, pozostając  skromną uznałam, że brzmi to lepiej niż oryginał. Kiedy skończyłam jury podziękowało mi i to był koniec na dziś, następnego dnia czekało mnie kolejne wyzwanie, które polegało na śpiewaniu jednej piosenki w grupie. Musiałam trenować z resztą osób, które po bliższym zapoznaniu okazały się całkiem fajnymi osobami, naprawdę, byli tacy pozytywni, zwłaszcza jeden chłopak, miał trochę za długą grzywkę, która wchodziła mu w oczy, za to jego uśmiech był naprawdę słodki i cały czas wszystkich rozśmieszał. Gdyby nie fakt, że miałam Jacka to mogłabym zacząć go podrywać.
Nastał następny dzień i przesłuchanie, poszło jak poszło, nie lubię go wspominać bo było według mnie straszne, raz pomyliłam tekst, weszłam nie w ten dźwięk i byłam przekonana, że nie obeszło to niezauważone.
Kolejne 24 godziny były jednymi z najgorszych. Czekanie na wyniki. Wszyscy przyjaciele byli ze mną, mój chłopak trzymał mnie za rękę, przytulał, całował, szeptał słodkie słówka, co bardzo mi pomagało. Myślałam też o tym, jak to będzie jak już się dostanę i przejdę, aż do występów na żywo. Będę musiała zakwaterować się w domu X-Factora, który znajduje się w Londynie. Przecież Jack i reszta paczki nie będzie mogła zamieszkać w stolicy na stałe, dwudniowa wycieczka to nie problem bo są wakacje, ale później… Przez wszystkie te myśli jeszcze bardziej się martwiłam, ale przetrwałam i doczekałam do momentu gdy ponownie stałam przed czwórką jury i czekałam na werdykt.
-Witam Was wszystkie- powitał nas Simon, z jednej i drugiej mojej strony stały same dziewczyny, które tak samo jak ja pragnęły najbardziej na świecie przejść dalej– Podjęliśmy już decyzję, do następnego etapu przejdzie 9 z was, a jako pierwsza jest… Rebecca Ferguson- rozległy się brawa, a ja wmawiałam sobie za każdym razem kiedy wyczytywali nazwisko kolejnej osoby, że zostało jeszcze miejsce, że mam szanse, że to nie koniec. Zostały dwa miejsca, a ja wciąż stałam na scenie i powoli czułam, że nerwy mi puszczają, że daje swoim emocją upust i zaraz zacznę płakać, ale powstrzymywałam się od tego jak najbardziej, musiałam być silna.
-Jako przed ostatnia- mówił Louis- do domu sędziowskich przechodzi…- najdłuższa sekunda w moim życiu-  Gabriela Lustyk- stałam jak wryta, nie wiedziałam czy mdleć, skakać, płakać, krzyczeć. Wybrałam trzecią opcje, popłakałam się, podziękowałam i zeszłam ze sceny. To ciężkie do wyobrażenia co działo się wtedy w mojej głowie, czułam się jakbym nawdychała się  mieszanki gazu rozweselającego z łzawiącym, nie mogłam przestać się uśmiechać i płakać, to było niesamowite.
Zeszłam ze schodków i przytuliłam prowadzącego wciąż nie mogąc uwierzyć co się dzieje…

-AAA- znowu obudzę się z krzykiem- śpij- zamykam oczy ponownie….

Dalsze dni przebiegały jak szalone, treningi , spotkania z ukochanym, rozmowy z rodziną, treningi. Gdyby nie ciągły śpiew można by uznać, że prowadzę normalne życie, ale tak nie było, każdego dnia coraz bardziej się zmieniałam, czułam to, że jestem inna, lepsza od tej poprzedniej, bardziej pewna siebie, szczęśliwsza, wiedziałam, że nawet jeśli nie przejdę dalej przetrwam bo zwyczajnie stałam się silna. Poza tym miałam osoby, które mnie kochały, chłopak, rodzina, przyjaciele, byli zawsze ze mną, nie potrzebowałam więcej do szczęścia, ale i tak nie zamierzałam się poddać w kwestii programu, bo przecież mogło być jeszcze lepiej.
Kiedy przyszedł dzień przesłuchania w domu jurorskim myślałam, że zwymiotuje swoje wnętrzności, byłam silniejsza, pewniejsza siebie itd., jednakże trema wciąż mnie nie opuszczała, jaka ona wierna, kurde blaszka. Piosenka, którą wybrałam była piękna, słuchałam jej zawsze gdy potrzebowałam odizolowania się. Zasiadała przede mną Cheryl Cole wraz z Will’em I.AM’em . chwila rozmowy i melodia do ’ somewhere only we know’ grana na pianinie rozeszła się po pokoju. Jak zawsze oddałam się piosence i starałam się, aby wypaść jak najlepiej, było mi ciężko, bo w środku mnie skumulowało się tyle emocji, że cudem nie wybuchnę łam , było ciężko, ale robiłam wszystko, aby nie dało się po mnie poznać stresu i zaaferowania. Po skończonym utworze, Cher uśmiechnęła się do mnie. Jakiś czas później nie wiem dokładnie jaki, bo przesiedziałam go ze schowaną twarzą w dłoniach i usiłowałam zasnąć, aby zapomnieć o wszystkim, stałam ponownie przed swoją przypuszczalną mentorką i czekałam na to głupie krótkie zdanie, które w tamtym momencie mogło mnie zbawić. Jak zwykle całe zdarzenie przedłużało się mową wstępną, bla bla bla, karciłam siebie w myślach za to jak okropnie się zachowuje, ale naprawdę miałam dość tej niepewności, chciałam już wiedzieć i wtedy to usłyszałam. Chce cię w programach na żywo i wszystko stało się piękniejsze, zaczęłam skakać, piszczeć, rzuciłam się nawet na kobietę i zaczęłam ją przytulać w podzięce. Kiedy tylko opuściłam tamto piękne, magiczne miejsce zadzwoniłam do wszystkich i ustaliłam, iż wieczorem trzeba to uczcić i przy okazji pożegnać się ze mną…

-WSTAWAJ! – ktoś brutalnie mną trzęsie, otwieram oczy i widzę tą brzydką paszczę, która w nocy obdarzyła mnie siniakami od zbyt mocnego trzymania . rozglądam się dookoła i widzę ten pieprzony pokój, do którego przenoszą mnie jak mi odbija, czyli co jakieś trzy dni. Nienawidzę tego miejsca, tych ludzi, nienawidzę siebie, nienawidzę mojego życia. Dlaczego kurwa nie pozwolicie mi sie zabić ?!


No cześć. Jest i drugi rozdział, ciężko mi się go pisało dlatego może nie być ubermegazajebisty. Treść zawiera kilka wulgaryzmów i dość drastyczną scenerię, wiec uważajcie. huehue. Komentujcie, piszcie co Wam się podoba, a co nie. To motywuje do pisania. Bądźcie tymi zarąbistymi czytelniczami jak w 'Pamiętaj, przeznaczenia nie oszukasz' ;) Komentujcie i powiedzcie znajomym . Dziękuje
xoxo, Gabs

2 komentarze: